fbpx

Mała zmiana w wyglądzie potrafi odmienić życie. Dlatego to robię.

Miał zostać neurochirurgiem, ale… zasypiał asystując przy długich operacjach. Na własnej skórze przekonał się, że mała zmiana w wyglądzie zmienia jakość życia. Uwielbia swoje klientki i… ich ciasta. Przedstawiamy Kamila Adamczyka, lekarza medycyny estetycznej, współzałożyciela Kliniki Adamczyk, z którym o blaskach i cieniach medycyny estetycznej rozmawia Aga Szczecka.

Kamil Adamczyk
AS: Tak sobie pomyślałam, że jak się spotkamy, to od razu mnie Pan zdiagnozuje – potrzebne nici liftingujące, laser… Jak to jest? Czy lekarz medycyny estetycznej patrzy na człowieka i widzi od razu, co jest do poprawki?

KA: Nie, tak na szczęście nie jest. Jeśli ktoś mnie konkretnie o to zapyta, to dopiero przestawiam się na tryb „lekarz”. Ale faktycznie, gdy zaczynałem w tej dziedzinie, zadałem sobie to pytanie: czy to mi zaburzy mój sposób postrzegania i interakcje międzyludzkie?

AS: I zaburzyło?

KA: Nie. Na szczęście nie. Dopiero, gdy zakładam lekarski fartuch zaczynam w ludziach widzieć pacjentów.

AS: To chyba dobra wiadomość dla Pana znajomych… A czy ci, którzy już wiedzą, czym się Pan zajmuje, pytają o radę?

KA: Tak i to dosyć często. Dowiadując się głównie z mediów społecznościowych czym się zajmuję, odzywają się do mnie z konkretnymi pytaniami, ale zazwyczaj nie dzieje się to na forum publicznym. Co ciekawe, były przeprowadzone badania – jak medycyna estetyczna jest odbierana w społeczeństwie? I okazuje się, że całkiem dobrze, w odróżnieniu od chirurgii plastycznej, której akceptacja społeczna jest dużo mniejsza. Ale i tak zazwyczaj jestem proszony gdzieś na bok, ludzie jednak wciąż się krępują tematów poprawiania wyglądu.
Powrócę jednak jeszcze do pierwszego pytania – czy jak widzę człowieka, to wiem od razu „co mu zrobić”, dobrze? Bo to wcale nie jest takie proste i oczywiste.

AS: Nie? Dlaczego?

KA: Wszystko zależy od tego, jaki ktoś ma na siebie pomysł i co do niego pasuje. Planowane zmiany trzeba skonfrontować z osobowością, charakterem osoby. Z tym, na jakim efekcie jej zależy. Zastanowić się, czy da się go osiągnąć? Bo oczywiście u większości zdrowych osób można wykonać naprawdę radykalne zabiegi, ale moim zdaniem – większości osób to wcale nie jest potrzebne. Dlatego przede wszystkim trzeba zadać pytanie: po co? Czy to ma sens?

AS: A kiedy pada to pytanie?

KA: Od początku chcieliśmy, by nasza klinika była innego typu gabinetem niż te, które są na rynku. Stawiamy na rodzinną atmosferę, dobre relacje, wzajemne zaufanie i bliski kontakt. Zależy nam na komforcie psychicznym pacjenta, dlatego zawsze powtarzamy, że może do nas dzwonić nawet w środku nocy czy na przykład w niedzielę, jeśli coś go bardzo trapi. Taki komfort pozostania „zaopiekowanym” przez nas jest dla pacjentów bardzo ważny.

AS: Czyli jesteście do dyspozycji przez 24 h na dobę? A życie prywatne?

KA: Na razie dajemy radę, a pacjenci tego nie nadużywają. Nie chcemy i nie zamierzamy być sieciówką. Nie chcemy oddzielać się od pacjenta recepcją. Nie chcemy, żeby lekarz był niedostępny. Relacje z pacjentem i jego poczucie bezpieczeństwa są dla nas najważniejsze.

AS: To zacznijmy od początku: przychodzi do kliniki osoba, która mówi: mam brzydkie „to”, zwisa mi „tamto”, nie chcę wyglądać tak staro… Ustaliliśmy już, że rozmowa jest bardzo ważna. Co dalej?

KA: Na początek proponujemy zacząć od takich zabiegów, które prowadzą do naturalnej regeneracji organizmu, co potem przekłada się na to, że lepiej wyglądamy. Chcemy, żeby najpierw organizm pacjenta sam z siebie dał to, co jest możliwe. Możemy go do tego pobudzić. Ewentualnie dopiero potem wdrożyć większą ingerencję. Nie działamy w ten sposób, że ktoś przychodzi i mówi „chcę założyć sobie nici i podciągnąć tu i tu…”, robimy i do widzenia. To nie u nas. Staramy się, by to był proces leczniczy, a nie wykonywanie usług na zamówienie.

AS: A gdzie indziej jest inaczej?

KA: Niestety tak, powstają gabinety, w których zabiegi wykonują osoby bez wykształcenia medycznego. Często robią zabiegi bardzo inwazyjne, co prowadzi do tego, że powstają ciężkie urazy i powikłania, jeżeli proces jest przeprowadzony nieprawidłowo.
Rynek medycyny estetycznej w Polsce bardzo szybko się rozwija. Zabiegi poprawiające wygląd stają się coraz bardziej popularne, akceptowalne i coraz więcej osób z nich korzysta. Mamy jednak problem natury legislacyjnej, ponieważ nie jest jasno powiedziane, kto może te zabiegi robić, a kto nie. Nie ma czegoś takiego jak specjalizacja z medycyny estetycznej, tak jak np. z pokrewnych dermatologii czy chirurgii plastycznej. A skoro nie jest jasno określone, że tylko lekarz może te zabiegi robić, zaczynają je przeprowadzać osoby bez wykształcenia medycznego. Znane są takie przypadki, ze sprzedawca ze sklepu otwierał gabinet i zaczynał wykonywać zabiegi. To jest naprawdę duży problem.

AS: To brzmi dosyć przerażająco…

KA: Niestety. Zawsze trzeba pamiętać o tym, że przy wykonywaniu procedury medycyny estetycznej mogą pojawić się komplikacje, skutki uboczne zabiegu. Trzeba wiedzieć, jak je leczyć. Jeśli zabieg jest wykonywany przez lekarza to pacjent ma gwarancję, że będzie pod należytą opieką niezależnie od tego, co się dzieje. W przypadkach komplikacji osoby, które nie są lekarzami zazwyczaj po prostu znikają i nie ma możliwości, by wyegzekwować od nich cokolwiek!

AS: Czyli sprawdzamy przede wszystkim czy osoba, która wykonuje zabieg to lekarz? Jak to zrobić? Dyplom może sobie dziś każdy wydrukować sam…

KA: To jest bardzo proste, a pamiętajmy, że powierzamy komuś swoje ciało, a nawet życie. Mamy Centralny Rejestr Lekarzy prowadzony przez Naczelną Izbę Lekarską na podstawie danych przekazywanych przez Okręgowe Izby Lekarskie, wystarczy wpisać imię i nazwisko, i od razu wiadomo, czy ktoś ma tytuł lekarski czy nie.
To ważne, bo w przypadku lekarza mamy odpowiedzialność zawodową, sąd lekarski, lekarzowi może być zabrane prawo wykonywania zawodu. Są bardzo duże konsekwencje tego, że lekarz zrobi coś wbrew zasadom etyki lekarskiej czy na szkodę pacjenta.

AS: Pan jest lekarzem, obecnie w trakcie specjalizacji z Anestezjologii i Intensywnej terapii. Zajmuje się Pan medycyną estetyczną. Czy już jako mały Kamil wiedział Pan, że taka będzie jego droga?

KA: To, że chcę iść na medycynę, wiedziałem już w szkole podstawowej. Wiedziałem, że będę lekarzem, ale myślałem o neurochirurgii – mój wujek jest lekarzem tej specjalizacji. Założyłem nawet koło neurochirurgiczne na swojej uczelni (Warszawski Uniwersytet Medyczny – red.). Ale… operacje neurochirurgiczne są bardzo długie, precyzyjne i trzeba je wykonywać w ogromnym skupieniu przez wiele godzin. Jako student asystowałem przy takich operacjach i miałem ogromny problem… by nie usnąć. Serio. Koledzy kopali mnie po nogach, jak przysypiałem… Stwierdziłem więc, że takie długie zabiegi są jednak nie dla mnie i zacząłem specjalizację z Anestezjologii i Intensywnej Terapii (w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie – red.) – a to jest z kolei taka specjalizacja, która gwarantuje bardzo dużą dawkę adrenaliny i nie ma mowy o spaniu. A w międzyczasie zainteresowałem się medycyną estetyczną i zacząłem się jej przypatrywać, i uczyć. Doszedłem do wniosku, że jest to taka działka medycyny, która jest ludziom naprawdę potrzebna – a wciąż jest trochę wyśmiewana i źle traktowana. Zauważyłem, że czasem bardzo małe zabiegi, nieinwazyjne, mogą zaważyć na samopoczuciu, samoocenie i tym samym jakości życia człowieka. Dlatego zdecydowałem się w tej dziedzinie rozwijać.

AS: Medycyna estetyczna to chyba również – oprócz wiedzy medycznej – zaawansowana technologia?

KA: Sprzęt ma bardzo duże znaczenie. I to, o czym wcześniej mówiłem – o jakości usług, jest ze sobą powiązane. Nowoczesny, dobry sprzęt kosztuje naprawdę bardzo dużo. Czasem nawet setki tysięcy złotych. Dla porównania laser, na którym pracujemy jest wart tyle, co porsche. To przekłada się na to, że zabiegi nie są tanie. Oczywiście jest część osób, o których mowa wyżej, która kupuje sprzęt gorszej jakości i oferuje tańsze zabiegi, ale to będzie skutkowało tym, że ich efekty będą mniejsze. I to jeszcze pół biedy, gorzej jak pojawiają się komplikacje i coś niedobrego się dzieje. Dlatego naprawdę trzeba uważać, jakie gabinety się wybiera.

AS: Jakie zabiegi są najbardziej w waszej klinice popularne?

KA: Najwięcej przeprowadzamy zabiegów laserem frakcyjnym CO2. To jest jeden z tych zabiegów, o których mówiłem na początku – pobudza skórę do tego, żeby sama się przebudowywała. Te zabiegi pacjentki bardzo lubią, wracają na nie, a my widzimy u nich ogromną różnicę przed i po zabiegu. Sporo zakładamy też nici liftingujących, które są alternatywą dla chirurgicznego liftingu twarzy. Jest to zabieg stosunkowo małoinwazyjny, nie wymaga rekonwalescencji i daje bardzo fajne efekty „zatrzymania czasu”.

AS: Zakładam, że większość klientów Kliniki Adamczyk to jednak panie? Czy się mylę?

KA: Tak, to są głównie kobiety po 40 roku życia. Co ciekawe, młode dziewczyny też do nas dzwonią, ale mają nierealistyczne wręcz oczekiwania. Im kobieta starsza, tym te oczekiwania są bardziej realne i możliwe do spełnienia.
Pokolenie młodych kobiet i mężczyzn wychowanych na instagramie – gdzie wszystko jest piękne i idealne, cukierkowe wręcz – mają oczekiwania niemożliwe do zrealizowania. Czasami 30-latka chce zupełnie zmienić zupełnie wygląd swojej twarzy! W takich sytuacjach jako lekarz, muszę sobie zadać pytanie, czy chcę się tego podjąć?
Z kolei im kobieta starsza, tym mamy więcej możliwości, by jej pomóc. Mamy też pacjentki w wieku 70 – 80 lat – w tym przypadku, jeśli tylko kobieta czuje się młoda duchem i nie ma przeciwskazań zdrowotnych – to czemu nie?

AS: Musi Pan być chyba uwielbiany przez te pacjentki… Jakie to uczucie?

KA: To jest rewelacyjne, wspaniałe i cudowne. Nasze pacjentki są nam bardzo wdzięczne i to jest naprawdę miłe uczucie. Cieszymy się razem z nimi. Mało tego, często przychodzą do nas z pysznymi ciastami…Trudno się oprzeć tym słodkościom, dlatego muszę bardzo dbać o linię i ćwiczyć ciężko na siłowni (ha, ha). Ale jest to naprawdę super!

AS: Jest Pan młody, czy w tej dziedzinie to przeszkadza czy pomaga?

KA: Myślę, że generalnie pomaga. Chociaż pacjentki jak mnie pierwszy raz widzą, to są przerażone, że wyglądam jak student… (ha, ha) Ale to szybko mija.

AS: To na koniec zapytam – nawiązując poniekąd do początku naszej rozmowy – co Pan widzi, gdy patrzy w lustro? Jest coś do poprawki?

KA: Już zostało poprawione. Mam taką chorobę zębów, która powoduje, że wypłukuje się szkliwo i zęby mają żółty odcień. Przez długi czas miałem na tym tle kompleks, na zdjęciach rzadko się uśmiechałem. Wreszcie, gdy te wrażliwe zęby zaczęły mnie po prostu boleć, zdecydowałem się na licówki, żeby je zabezpieczyć. I od razu uśmiech mi się „poprawił”. Jestem zachwycony tą zmianą, uśmiecham się szeroko. Założenie licówek poniekąd odmieniło moje życie. I dało mi to wiele do myślenia o naszych pacjentach. To doświadczenie pozwoliło mi postawić się na ich miejscu i lepiej ich zrozumieć. Czasami taka mała zmiana w wyglądzie może znacząco wpłynąć na funkcjonowanie w społeczeństwie. I to jest bardzo fajne. I dlatego to robię.

Dziękuję za rozmowę.

Zostaw swój komentarz

secretcats.pl - tworzenie stron internetowych